Maria Dimitrowa urodziła się w Polsce w roku 1946. Jest życzliwą, serdeczną, pomocną i towarzyską osobą, z tej perspektywy postrzega ludzi, z którymi udało jej się zetknąć w życiu. Rodzina Marii pochodzi z Pomorza, ona i jej dwóch młodszych braci urodzili się i wychowali w Gdyni. Jej tata zmarł, kiedy była jeszcze dzieckiem, mama samodzielnie zajmowała się wychowywaniem potomstwa. Szkołę podstawową i średnią ukończyła w swoim rodzinnym mieście. W Gdańsku rozpoczęła studia pedagogiczne. Jej mama wynajmowała letnikom pokoje, w taki sposób Maria poznała swojego przyszłego męża, z pochodzenia Macedończyka. Studia przerwała i pod koniec lat sześćdziesiątych wyszła za mąż, a następnie przeprowadziła się do kraju męża. Przez pierwsze dwa lata mieszkali w miejscowości Kočani, a następnie przeprowadzili się do Skopja, gdzie obydwoje pracowali w miejscowej hucie. Do Polski wraca, kiedy tylko może, ale to w Skopju jest jej dom. Tu mieszka jej mąż, dzieci i wnuki. Obecnie Maria jest na emeryturze. Pomaga członkom swojej rodziny, zajmuje się wnukami, działa w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Macedońskiej „Wisła”.
Urodziła się i wychowała na Pomorzu w Gdyni. Kiedy miała dwanaście lat, zmarł jej tata, od tej pory opiekę nad rodziną przejęła mama, która musiała samodzielnie wychować Marię i jej dwóch młodszych braci. Mamie pomagało jej rodzeństwo, po za tym po mężu otrzymywała rentę i pracowała. Całe życie starała się, żeby dzieciom niczego nie brakowało. Maria uwielbiała wspólne zabawy z koleżankami i kolegami na podwórku. Życie w Gdyni było dobre, ponieważ sąsiedzi sobie wzajemnie pomagali i byli dla siebie życzliwi. W swoim rodzinnym mieście ukończyła szkołę podstawą i średnią, a potem rozpoczęła studia pedagogiczne w Gdańsku. Jako młoda dziewczyna lubiła się spotykać z koleżankami i kolegami na prywatkach lub jeździć do Sopotu, gdzie w klubie „Non Stop” można było posłuchać na żywo koncertów takich zespołów, jak na przykład „Czerwone Gitary”. W tamtym okresie, w Polsce trudno było zakupić modne i dobre ubrania, ale ona i jej koleżanki świetnie sobie radziły i modnie wyglądały „No wtedy my z niczego robiliśmy coś.” Mama Marii wynajmowała pokoje wczasowiczom. Któregoś razu jeden z nich polecił wynajęcie pokoju w ich mieszkaniu młodemu studentowi Warszawskiej ASP. Student ów chciał pokazać koledze Morze Bałtyckie, poznanemu na wakacjach w Bułgarii. Tym kolegą był przyszły mąż Marii.
Gdynia, druga połowa lat sześćdziesiątych. Pewnego słonecznego dnia Maria razem z koleżanką spędzały czas w domu i obserwowały letników, którzy zatrzymali się u Marii w domu. Jeden znich był z Warszawy, a drugii z odległej krainy zwanej Macedonią. Dziewczyny nie zracały uwagii na mężczyzn, bardziej interesowały je koszule, które obcokrajowiec przywiózł ze sobą i rozwieszał po praniu, takich w Polsce nie było. Maria dosyć szybko zapomniała o spotkaniu przy praniu i w ogóle nie myślała o gościach spędzających wakacje w jej domu. Aż tu z nienacka, gdy spacerowała w Sopocie po molo, wyrósł przed nią jak z pod ziemi ów Macedończyk: „I tutaj w Sopocie na molo on! I wtedy w Sopocie myśmy się właściwie zapoznali. On był u mnie w domu, ale zagadał w Sopocie. I do «Złotego Ula» poszliśmy na kawę, to tam na herbatę…” Tak zaczęła największa przygoda w życiu Marii, czyli miłość do męża. Gdy on wyjechał do Jugosławii, pozostały im listy, aż do następnego roku, kiedy ona wyjechała do niego nad morze. Następnie spotkali się zimą, ponownie w Trójmieście, ale tym razem po to, by wziąć ślub. Maria musiała przerwać studia, rozstać się z rodziną i przyjaciółmi, ale nie żałowała, bo chciała być tam, gdzie jej ukochany. Zamieszkali w miejscowości Kočani.
Kočani to mała miejscowość, pod koniec lat sześćdziesiątych zaś dopiero się rozbudowywała. Nie było tam zbyt wielu rozrywek, jedynie dom kultury, kino i życie domowe. Maria mieszkała tam tylko dwa lata, ale bardzo dobrze wspomina ten okres, to właśnie tam „nauczyła” się, jak żyć w Macedonii. Musiała równocześnie uczyć się języka serbskiego i macedońskiego. Po polsku mogła rozmawiać tylko z jedną koleżanką, Polką poznaną na miejscu, która dosyć szybko wyjechała do Australii. Marii udało się jednak nawiązać znajomości z innymi kobietami z Polski zamieszkałymi w pobliskich miastach. Została bardzo ciepło przyjęta przez rodzinę męża i nowych sąsiadów: „Ludzie odwiedzali się nawzajem. Sąsiad do sąsiada, przyjaciel do przyjaciela, pomagali sobie.” Najserdeczniej wspomina Vaskę, sąsiadkę z góry, która uczyła ją miejscowej kuchni i zwyczajów: „To była kobieta dusza, u niej w domu zawsze było pełno ludzi.” W Kočani urodził się jej syn, Dragan. Mimo że życie tam było bardzo dobre, Marii brakowało życia w dużym mieście, a więc rodzina przeprowadziła się do Skopja. Przez jakiś czas Maria studiowała na miejscowym uniwersytecie slawistykę, niestety trudno jej było pogodzić wychowanie dziecka z zajęciami na uczelni, dlatego zrezygnowała. Po jakimś czasie urodziła im się córka, Magdalena, a Maria rozpoczęła pracę w hucie, gdzie pracował już jej mąż. Tam przez dwadzieścia pięć pracowała w biurze jako referentka. W tym czasie nawiązała bliższe kontakty z Polakami mieszkającymi w Macedonii.
Maria od kilku lat jest na emeryturze, ale cały czas stara się być aktywna. Swoją charyzmą wspiera dzieci i męża. Jest osobą, która stara się działać, robić coś dla innych. Jest członkinią Towarzystwa Polonijnego „Wisła”, gdzie wraz z innymi działaczami pomagała organizować różne imprezy dla Polaków i sympatyków Polski w Skopju i nie tylko. W okresie wakacyjnym jeździ z dziećmi, które uczęszczają do szkółki języka polskiego, na kolonie jako opiekunka grupy, na przykład w okolice Puław. Święta organizuje zarówno w obrządku katolickim, jaki i prawosławnym. Lubi swoje życie w Macedonii bo, jak mówi: „W Macedonii prawie nikt się nie czuje obco.” Nie myśli o powrocie na stałe do ojczyzny, teraz jej dom jest w Skopju, ale gdy tylko może, jedzie do kraju, a zwłaszcza na ukochane Pomorze. Starała się podtrzymywać relacje z przyjaciółmi z lat dziecięcych, niestety po latach te więzi bardzo się rozluźniły, obecnie usiłuje je odnowić. Rodzinę w Polsce ma bardzo dużą, więc gdy tylko jest tam, chce się ze wszystkimi zobaczyć. Nigdy nie zmuszała męża, dzieci ani wnuków do sympatyzowania z jej rodzinnym krajem, a mimo to całej rodzinie jest on bardzo bliski.
W Macedonii żyje jej się dobrze, nie jest tam „obca”, ale „tamtejsza” też nie. Maria jest Polką w Macedonii. Mieszka tam od ponad czterdziestu lat, ale brakuje jej Polski, a zwłaszcza Gdyni: „A jak widzę morze w telewizji… jak widzę morze, to ten zapach czuję, jakbym była tam.” W Polakach ceni kulturę osobistą i zamiłowanie do porządku, z kolei u Macedończyków ceni towarzyskość i to, że są otwarci na innych i uczynni. Swojej tożsamości nigdy nie narzucała dzieciom ani wnukom.