Iraklis Georgiadis
58 lat, Tetovo
1
2
3

Biografia

Iraklis Georgiadis urodził się w 1954 roku w Świdnicy, jako syn uchodźców z Grecji – Greka i Macedonki. Po ukończeniu szkoły zawodowej (gdzie uczył się zawodu tokarza) podjął pracę w lokalnej fabryce wagonów na stanowisku normisty. Równolegle uczęszczał do szkoły muzycznej w Wałbrzychu.
W 1976 wyjechał do Macedonii i osiedlił się na stałe w Tetovie. W 1977 roku rozpoczął naukę w Akademii Muzycznej w Skopju. Od 1980 roku pracuje w miejscowej szkole muzycznej jako nauczyciel. Ponieważ macedońskie podręczniki nie trafiały w jego gust, na lekcjach często wykorzystywał materiały dydaktyczne, które przywiózł jeszcze z Polski – ucząc tym samym macedońskie dzieci polskich melodii.
Gry na akordeonie nauczył się jeszcze w Polsce, gdy był w piątej klasie podstawówki. Jego zainteresowanie muzyką było dosyć zaskakujące, ponieważ nie pochodził z muzykalnej rodziny. „Miałem takie życzenie, coś mi tam gadało, a nikt z rodziny nie grał na instrumencie.” By spełnić marzenie syna, rodzice zapisali go do ogniska muzycznego w Świdnicy. I tak się zaczęła jego miłość do akordeonu, która trwa do dnia dzisiejszego.

Przed migracją

Jeszcze w Świdnicy, po szkole podstawowej, Irek zaczął uczęszczać do zasadniczej szkoły zawodowej, gdzie uczył się zawodu tokarza. Naukę kontynuował w pozawodowym technikum mechanicznym. Równolegle uczęszczał do ogniska muzycznego, w którym uczył się gry na akordeonie. W 1974 roku skończył technikum. Irek nie chciał zakończyć swojej przygody z muzyką, dlatego postanowił kontynuować swoją edukację muzyczną: „Latem zdałem egzamin wstępny do szkoły muzycznej, na akordeon. Miałem przygotowany program, który wykonałem dosyć dobrze, i powiedzieli mi «jesteś przyjęty»”.
W tym samym czasie zaczął pracować jako normista w fabryce wagonów w Świdnicy w biurze technologicznym. I tak przez dwa lata, z pasji do akordeonu, podróżował między Wałbrzychem a Świdnicą, żyjąc pracą i szkołą: „W tych dniach, kiedy chodziłem do szkoły w Wałbrzychu, pracowałem siedem, a nie osiem godzin. Musiałem jeszcze pojechać do domu, przygotować się i prędziutko na autobus do Wałbrzycha. I to trwało dwa lata… taki kołowrotek”. Jednak kwestie logistyki nie były jedynymi, z którymi musiał sobie poradzić. W szkole korzystano z akordeonów barytonowych, a koszt zakupu takiego instrumentu przekraczał znacząco możliwości młodego studenta. Dlatego razem z sąsiadem, który również rozpoczął naukę w tej szkole, kupili jeden na spółkę, by wspólnie móc na nim ćwiczyć.

Migracja — motywacja

W 1976 roku Irek przyjechał do Tetova. Przez rok uczył się języka. Od razu po przyjeździe zaczął też szukać informacji na temat potencjalnej możliwości kontynuowania nauki gry na akordeonie. W Skopju nie uczono wtedy jeszcze gry na nim, ponieważ traktowano go jako instrument ludowy. Dlatego do Akademii muzycznej zapisał się na wydział teoretyczny. Egzamin wstępny zdał bez najmniejszych trudności. Naukę rozpoczął w 1977 roku.
W 1980 roku zaczął pracować w państwowej szkole muzycznej w Tetovie jako nauczyciel gry na akordeonie: „Ponieważ chodziłem do polskiej szkoły, uczyłem się z książek muzycznych polskich. Przywiozłem sobie literaturę i kiedy widziałem tutaj, jaką literaturę mają, nie bardzo mi się ona spodobała i zacząłem korzystać z mojej w szkole, z tej, co się uczyłem w Polsce. Są polskie ćwiczenia. Tak, że te dzieci, które uczę, świadomie czy nieświadomie uczą się polskich piosenek ludowych. I parę książek takich mam, gdzie są tylko polskie piosenki. Powiedzmy kujawiak, oberek, polonez.”
Równolegle z rozpoczęciem pracy w szkole, Irek stworzył w niej też zespół akordeonowy. Jak sam podkreśla, jeśli chodzi o osiągane efekty, dużo zależy od samych uczniów: „Czasami uczniowie dają ci ten motyw do pracy. A jeśli nie dają, to nie masz tej chęci”. Siedem lat temu zespół zdobył nagrodę Grand Prix na konkursie w Bitoli.

Iraklis Georgiadis

Migracja – adaptacja

Jak sam zauważa, Irek tylko przez pierwsze miesiące miał problemy z adaptacją. Uważa przy tym, że problemy z aklimatyzacją, są czymś naturalnym: „Dla każdego jest ciężko. Jeśli ktoś powie, że nie, to na pewno kłamie. Pierwsze miesiące… Inne środowisko, języka nie znasz, nie masz znajomych, nie masz z kim rozmawiać. A ja w tym wieku, dwadzieścia dwa lata, zostawiłem wszystkich kolegów z dzieciństwa. Do tej pory brakuje mi tych ludzi. Ale myślę, że udało mi się szybko wejść… Ja już w grudniu grałem z grupą”. W zaaklimatyzowaniu się w Macedonii bardzo pomogło mu to, że chodził do szkoły, bo nie miał czasu myśleć o tym, co zostawił w Polsce. Podkreśla, że nie wszyscy poradzili sobie z wyprowadzką do Polski – i prędzej czy później wrócili do krajów, z których wyemigrowali do Macedonii.

Życie codzienne w Macedonii

Irek czuje, że jego kontakty z kolegami w Polsce bardzo się rozluźniły. Z kolei w Macedonii utrzymuje głównie kontakty z innymi muzykami. Muzykiem został również jego syn, niestety nie mogą się porozumieć w kwestii upodobań estetycznych: „Ma teraz taką grupę, grają taką muzykę, nowoczesną, której ja nie rozumiem.. To jest dla mnie dzika muzyka, on gra hardcore… to jest dla mnie wariacka muzyka, tu nie ma śpiewania, tylko darcie się.”
Dostrzega też ogromną różnicę między muzyką bałkańską a polską: „Tak, całkiem inna jest, różna jest od tej polskiej muzyki. Tylko ja mam troszkę korzeni, trochę słuchałem tej greckiej muzyki w Polsce. Te bałkańskie rytmy, w moich uszach.. Polacy nie są nauczeni na te rytmy. Ja pamiętam, uczyłem się na akordeonie, takt drugi był. Ale potem nauczyłem się tego, trochę po słuchu, ale tak to.. każdemu muzykowi, który nie zna w takim metrum, nie może zagrać”.
Nie brakuje mu polskiej kuchni, ponieważ jego rodzice w domu preferowali kuchnię grecką. Jednak nawet Irek ma swoje małe, kulinarne słabości: „Teraz byliśmy w Polsce, żona kolegi zrobiła pierogi… ja te pierogi… ja nie mogę… mówię do żony «zapisz ten recept, w domu zrobisz jak przyjedziemy»”.

Tożsamość

Irek nie czuje się ani Polakiem, ani Macedończykiem – tylko Grekiem. Dostrzega jednak pewną płynność w swojej tożsamości. Czuje, że jest Grekiem, ale złości się, gdy ktoś źle mówi o Macedończykach. Z drugiej strony ma świadomość, że uchodźcy, którzy wrócili do Grecji, nie są przez tamtejszych Greków uznawani za Greków, a za… Polaków. W tym kontekście warto przytoczyć jego słowa: „Kamień, jeśli ruszysz go z miejsca, już nie ma tego znaczenia… Kamień jest najcięższy, gdzie stoi, nie ma korzeni. Ja to odczuwam w każdym momencie, że jestem… Może dzieci będą się normalnie wychowywać, ale ja nie. Nie można być raz tym, raz tym.”

Pomóż rozwijać etnografię w internecie.

WESPRZYJ NAS