Henryka jest absolwentką jugoslawistyki, z zamiłowania nauczycielką języka polskiego, z pasji matką i żoną. Polskę ma w sercu, ale jej miejsce na ziemi to wybudowany wspólnie z mężem dom w wsi Belovište (w północno-zachodniej Macedonii). Urodziła się w 1963 roku w Łodzi. Jest trzecim i najmłodszym dzieckiem zootechnika pochodzącego z okolic Łodzi oraz pielęgniarki, rodowitej łodzianki. W roku 1981, po trzeciej klasie liceum, rodzice w prezencie na osiemnaste urodziny, ufundowali jej wycieczkę do Bułgarii. To właśnie w tym kraju, w miejscowości Słoneczny Brzeg poznała Kirkę, swojego przyszłego męża pochodzącego z ówczesnej Jugosławii. Przyjaźń, która po kilku latach zaowocowała związkiem małżeńskim, pomogła jej podjąć decyzję o wyborze kierunku studiów. I tak w roku 1982 Henryka rozpoczyna naukę na Uniwersytecie Warszawskim, na kierunku jugoslawistyka. Dzięki nim miała możliwość nauczenia się języków używanych przez południowych Słowian, między innymi macedońskiego, ojczystej mowy Kirko. Zaślubiny odbyły się spontanicznie w Urzędzie Stanu Cywilnego w mieście Gostivar w roku 1987. Mąż pracuje sezonowo w Szwajcarii, zimą przyjeżdża do Henryki, która mieszka wraz z jego rodziną w Belovište. Przez mniej więcej dwa, trzy lata budują dom, w tym samym czasie rodzi im się pierwsza córka. Mniej więcej w roku 1989 przeprowadzają się wraz z dzieckiem się do Szwajcarii. W 1995 roku rodzi się druga córka, a pierwsza ma rozpocząć naukę w szkole podstawowej – te okoliczności skłaniają małżonków do podjęcia decyzji o przeprowadzce Henryki i dzieci do Belovište. Mąż będzie do nich przyjeżdżał w każdej wolnej chwili, tak jak i one do Niego. Henryka na miejscu nawiązuje współpracę z Polonią w Macedonii. Podejmuje się trudnego zadania, jakim jest edukacja dzieci, uczy je języka polskiego. Na co dzień opiekuję się rodziną i domem. W wolnym czasie lubi czytać książki i dbać o kondycje fizyczną.
Henryka Stasiak (później Henryka Gjinovska-Stasiak) urodziła się w 1963 roku w Łodzi. Ojciec z zawodu był zootechnikiem, matka pielęgniarką. Henryka ma dwójkę starszego rodzeństwa, brata i siostrę. Okres dzieciństwa wspomina jako normalny i spokojny. Po ukończeniu łódzkiej podstawówki kontynuowała naukę w liceum, również w rodzinnym mieście. Rodzice postanowili ufundować jej na osiemnaste urodziny wycieczkę do Bułgarii nad morze. Nie puścili córki samej na taką wyprawę, była to wycieczka zorganizowana przez wychowawczynię Henryki i wybrali się na nią także jej koledzy i koleżanki ze szkoły. Grupa młodzieżowa ulokowała się na polu namiotowym najpierw w Słonecznym Brzegu, a następnie w Kranevie. Młody mężczyzna z Macedonii (ówczesna Socjalistyczna Republika Macedonii) spędzał wraz z kolegą wakacje w Bułgarii nad Morzem Czarnym. Pewnego ranka oczarował go widok dziewczyny o pięknych, długich włosach: „To znaczy on mnie właściwie spotkał! Ja miałam bardzo długie włosy, takie bardzo długie. I on mnie widział i on po prostu tak podszedł: – A ja cię chyba znam?” Tym młodym mężczyzną był Kirko, przyszły mąż Henryki. Dla niej nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, blef nie zadziałał i Kirko został odprawiony z kwitkiem. Opatrzność jednak nad nim czuwała. Wspólnie z kolegą wykazali się heroiczną postawą i wyratowali z rąk natrętnego amanta koleżankę Heni, która obiecała, że namówi oporną dziewczynę do spotkania. Henryka zdała właśnie do ostatniej klasy liceum, czekała ją matura, nie czuła się na tyle dojrzale, żeby rozpoczynać poważny związek z mężczyzną starszym o dziewięć lat. Wakacyjni znajomi zostali przyjaciółmi, po paru latach ta przyjaźń przerodziła się w miłość. Dziewczyna skończyła łódzkie liceum, zdała maturę i zastanawiała się nad wyborem studiów, jej myśli krążyły wokół sympatycznego Macedończyka z Jugosławii. Na Uniwersytecie Warszawskim jest kierunek o nazwie Jugoslawistyka – postanowiła złożyć na niego papiery. Dostała się bez problemów. Jest rok 1982, Henryka rozpoczyna studia.
Studia bardzo absorbują Henrykę, wybrane pod wpływem impulsu okazały się strzałem w dziesiątkę: „Tak, że to były bardzo ciekawe studia, bardzo takie… I bardzo indywidualne, no bo dwanaście osób, przy podziale uszte [jeszcze] na te języki. Był macedoński, znaczy serbsko-chorwacki, był macedoński i był słoweński. Później był jeszcze podział na literaturoznawstwo, literaturoznawczy ten kierunek i językoznawczy.” Na drugim roku zaczyna się uczyć języka macedońskiego, co zachęca ją do uczestniczenia w Letniej Szkole Języka, Literatury i Kultury Macedońskiej w Ochrydzie. W między czasie utrzymuje telefoniczny i listowy kontakt z Kirkiem. Od czasu do czasu on odwiedza ją w Polsce, są to spontaniczne i krótkie wizyty, ale zawsze przyjmowane z radością zarówno przez Henię, jak i przez jej rodzinę. Mijają kolejne lata, przyszli małżonkowie stają się sobie coraz bliżsi. I tak po czwartym roku studiów Henryka przyjmuje zaproszenie na wspólne wakacje w Jugosławii. Już pierwszego dnia wczasów, Kirko postanowił wyznać ukochanej, jakie ma wobec niej plany: „I od razu mi zaproponował małżeństwo.” Henia, mocno zaskoczona oświadczynami, nie potrafiła się zdecydować, jaką dać odpowiedź, na co Kirko stwierdził: „No ja ciebie spytałem! Drugi raz nie spytam, żebyś wiedziała” Mimo braku decyzji zgodziła się pojechać z nim do jego rodzinnej wioski, zobaczyć, skąd pochodzi oraz poznać jego rodzinę. Na ostatnim roku studiów Henryka jedzie na stypendium do Zagrzebia. Kirko pracuje sezonowo w Szwajcarii. Zaprasza Henie i jej koleżankę na Nowy Rok do rodzinnego domu, właśnie w trakcie tej wizyty Henryka podejmuję decyzję. To u boku tego mężczyzny chcę spędzić resztę życia. Narzeczeni bardzo się śpieszą, chcą zdążyć przed wygaśnięciem wizy Heni, proszą więc jej rodziców, aby załatwili niezbędne dokumenty. Pojechali do Gostivaru, ślub wzięli w Urzędzie Stanu Cywilnego, bez gości (tylko dwóch świadków, przy czym jeden to znajomy zgarnięty z ulicy, który akurat przechodził obok) bez ślubnych strojów, ale za to z miłością. Henryka wróciła do Zagrzebia na trzy dni, po czym wyjechała do Polski, a jej mąż do Szwajcarii. Podejmując decyzję wiedziała, że będzie musiała wyjechać z rodzinnego kraju na stałe. Najbliżsi zaakceptowali jej wybór. Rodzina Kirka na początku obawiała się, że nie będzie mogła porozumieć się z nową synową, obawy okazały się jednak bezpodstawne. I tak w roku 1987 Henryka przeprowadza się do Belovište. Bardzo szybko się aklimatyzuje. Wiedza zdobyta na studiach, znajomość języka oraz wcześniejsze wizyty w Macedonii powodują, że nie odczuwa szoku kulturowego. Maż, który jest świetnym fachowcem w swoim zawodzie, buduje dla nich wspólny dom. Rodzi im się pierwsze dziecko, lecz zanim Henryka zdąży się całkiem zaadaptować, będzie musiała spędzić sześć lat na emigracji w Szwajcarii.
Połowa lat dziewięćdziesiątych to czas, kiedy na świat przychodzi druga córka Henryki, a pierwsza idzie do szkoły. Wtedy Henryka decyduje się wrócić do Belovište. Powrót jest świadomy i wyczekiwany, ale też gorzko-smutny: „Ten kraj jest naprawdę dla mnie bliski. W ogóle Jugosławia, mnie tak ciężko było, jak się Jugosławia rozpadła. Bo to był do pewnego stopnia taki ideał, pewnie może nierealny, bo nas nikt nie wprowadzał w te konflikty wewnętrzne i w momencie, kiedy zaczął się ten rozpad, te wszystkie konflikty w Bośni, w Serbii. Bombardowanie Serbii i w ogóle. Mnie to bardzo, tak jakoś, no ja to bardzo przeżyłam. Bardzo.” Rozpad Jugosławii nie wpłynął od względem ekonomicznym na życie rodziny Gjnovskich. Mąż Henryki w dalszym ciągu pracował w Szwajcarii, ale już całkowicie na własny rachunek, bo udało mu się założyć firmę. Tymczasem umarła ukochana teściowa Heni. To ona pomagała Henryce w adaptacji przez te półtora roku, które ta spędziła w Belovište zaraz po ślubie. Ten przyjazd do Macedonii był jak powrót do domu. I to dosłownie, bo czekał na nią dom, który mąż wybudował w trakcie dwóch sezonów zimowych. Henia czuje się bardzo związana z Macedonią, z Gostivarem, z Belovište, ale najbardziej z tym budynkiem, który z miłości dla niej powstał, a ona z miłości do rodziny pielęgnuje go po dziś dzień: „I jestem bardzo przywiązana do naszego domu, on nie jest jakiś luksusowy, czy coś takiego, no ale po prostu wszyscy się czujemy w nim tak jakoś właśnie w domu. To jest, znaczy wszyscy, mąż też i obydwie córki mają takie to poczucie, że jesteśmy w domu, to jest to nasze takie gniazdo.”
Życie w Macedonii może być bardzo przyjemne – takie właśnie jest dla Henryki. Tęskni ona za domem rodzinnym, ale stara się minimum raz na dwa lata zawitać do Łodzi. Czasem wystarczy rozmowa telefoniczna z kimś bliskim, żeby zatęsknić, ale nie ma miejsca na rozpamiętywanie, trzeba skupić się na rzeczach codziennych. Ma to szczęście, że z rodziną męża jest w bardzo bliskich kontaktach. Również z sąsiadami utrzymuje przyjazne stosunki. Dzięki ciekawości i otwartości swojego partnera oraz własnemu przyjaznemu usposobieniu ma przyjaciół i znajomych z różnych stron świata. Do pełni szczęścia brakuje jej tego, żeby mąż był z nią na co dzień, ale zachowuje pogodę ducha, bo odkąd Kirko ma własną firmę, stara się wykonywać swoje obowiązki w jak najkrótszym terminie, aby każdą dłuższą, wolną chwilę spędzić w Belovište. Życie Henryki tutaj to opieka nad rodziną i domowymi zwierzakami, stałe dopracowywanie czegoś w domu, spotkania ze znajomymi, ale również dbanie o sferę duchową i fizyczną. W wolnej chwili lubi w zaciszu swojego domu czytać książki, chodzi na fitness albo zabiera psa na długie spacery po okolicy. Jeżeli chodzi o święta i tradycje, to w domu Gjnovskich panuje swoisty synkretyzm: „Zawsze uważaliśmy z mężem, że nie chodzi o to, żeby żyć w jednej jakieś tradycji, tylko to, co mi się podoba – ja to przejmuje. Znaczy to, jak to mi się podoba z tej kultury, to przesadzę do mojej rodziny i do moich jakichś takich obyczajów. Tak, że mamy taki styl swój jakiś.” W ojczystym języku stara się mówić jak najczęściej, ale nie było to łatwe, bo Henryka zarówno w Macedonii, jak i w Szwajcarii nie utrzymywała kontaktów z Polakami. Dopiero kiedy nawiązała znajomości z ludźmi z oddziału klubu polonijnego w Gostivarze i rozpoczęła z tymże klubem współpracę (nota bene jako nauczycielka języka polskiego), umożliwiło jej, ale także jej córkom częstsze rozmawianie po polsku. Mimo że Henia bardzo lubi uczyć, musiała się pożegnać z tym zajęciem. Szkółka języka polskiego została zamknięta z powodu braku dzieci chętnych do uczestnictwa w lekcjach.
Pytania o tożsamość nie należą do najłatwiejszych. Trudno jest zdefiniować coś, na co można dać setki odpowiedzi. Kim jest Henryka Gjnovska-Stasiak? Na pewno żoną i matką, ale również córką, siostrą, synową itd. Rodzina jest dla niej najważniejsza, to w niej wypełnia swoje role i to dzięki niej czuje się spełniona. Jeżeli zapytać ją, z jakim krajem się utożsamia, to bez wahania odpowie, że z Polską. Od lat mieszka w Macedonii, tu jest jej ukochany dom i nie myśli o powrocie do ojczyzny, ale Polką pozostanie na zawsze. Tymi słowami próbuje objaśnić swoje poczucie polskości: „No ja nie wiem, to chyba jest związane z tym okresem dzieciństwa, dorastania, w ogóle uczenia się czegoś, w ogóle myślenia w tym języku, to chyba też jest bardzo ważne, że ja mogę myśleć po macedońsku, ale jak się pomyśli, że , kim ja jestem, jestem Polką! Jestem Polką i moje córy też mnie traktują jako Polkę”. Jej córki w równym stopniu utożsamiają się korzeniami matki i ojca. Najlepsze cechy, jakie Henryka widzi w Polakach, to duma, honor i prawdomówność. I takie wartości, ma nadzieję, zaszczepiła dzieciom.