Barbara Georgievska
63 lata, Skopje
1
2
3

Biografia

Barbara urodziła się w Sławkowie w 1948 roku. Po ukończeniu szkoły podstawowej w swoim rodzinnym mieście zaczęła naukę w liceum medycznym w Katowicach. Na studia poszła do Warszawy, gdzie studiowała pedagogikę specjalną oraz bibliotekoznawstwo. Po ukończeniu studiów wyjechała do pracy do Chorzowa, równolegle zaś rozpoczęła studia zaoczne w Krakowie.
W 1977 roku na wakacjach w Bułgarii poznała przyszłego męża. W 1978 roku wyjechała do męża, do Macedonii. Tam po roku nauki języka i oswajania się z nowym krajem dostała prace w przedszkolu. Od samego początku swojego pobytu w Macedonii była zaangażowana w działalność towarzystw polonijnych. Czerpie z tego dużo satysfakcji. Niejednokrotnie zdarzało jej się zarwać noc po to tylko, by planowane przedsięwzięcie miało właściwą oprawę: „Bardzo często spałyśmy – my Polki, które działałyśmy i działamy w dalszym ciągu w Stowarzyszeniu Polonijnym – po dwie trzy godziny, tylko dlatego, żeby następnego dnia na jakiejś tam imprezie, którą się organizowało, pokazać to, co jest dla nas bardzo ważne, czym my się chlubimy – to coś polskiego”.

Przed migracją

Barbara urodziła się w Sławkowie w 1949 roku, co komentuje w następujący sposób: „Wcale się go nie wstydzę, podobno bardzo dobry rok. Mądrzy ludzie się rodzili w tym roku”. W Katowicach chodziła do szkoły medycznej. Po jej ukończeniu wyjechała na studia do Warszawy – niestety nie dostała się na wymarzoną medycynę. Wtedy zrobiła coś zupełnie szalonego: „więc pojechałam pierwszym autobusem, który z Akademii Medycznej był. Wsiadłam do tego autobusu, jakoś tak wyszło, że zauważyłam na którymś tam przystanku zdecydowałam się wysiąść. Patrzę – Instytut Marii Grzegorzewskiej. Wysiadłam na rogu, dostałam się na studia na pedagogikę specjalną”. Równolegle studiowała bibliotekoznawstwo. Po zakończeniu studiów dostała dobrą pracę w liceum medycznym jako nauczyciel zawodu oraz w liceum ogólnokształcącym Kopernika w Chorzowie jako psycholog. Jednocześnie w Krakowie zaczęła zaocznie studiować pedagogikę z psychologią: „Chciało mi się uczyć. Poza tym kochałam Kraków, dlatego że powinnam się w Krakowie urodzić. No mama mnie «wytrzepała» akurat gdzie indziej, na wakacjach.” Niedługo potem dostała pracę na Śląsku, co – jak sama podkreśla – wcale jej nie przeszkadzało gdyż: „jakąś taką sympatię miałam, bardzo wielką sympatię do Śląska. Nie wiem, dlaczego. Mój tata to bardzo ładnie opowiadał dowcipy o Śląsku (…) gwara śląska mnie bardzo interesowała. Lubiłam ten Śląsk. Jak dostałam skierowanie do pracy w Katowicach, to zupełnie się tym nie zmartwiłam. Tylko się ucieszyłam. No i siedziałam tam do 1978 roku”.

Migracja — motywacja

Barbara poznała męża na wakacjach w Bułgarii w 1977 roku. Ślub wzięli w roku 1978: „Doszliśmy do wniosku, że, powiedzmy, że możemy żyć razem dlatego, że mój mąż jest osobą, która niewiele mówi. Ja mówię w domu więcej…”
Dla rodziny jej decyzja o wyprowadzce do Macedonii nie była żadnym zaskoczeniem: „moja rodzina… nie było żadnego szoku (…) tak się składa, że akurat jestem z rodziny, która ma bardzo wiele osób poza granicami. To latami jakoś tak się ciągnęło, ponieważ rodzina mojego taty wyjechała do Francji. To były czasy, kiedy się jechało za chlebem, tak jak inni Polacy do Ameryki wyjeżdżali. Rodzina mojego tatusia wyjechała do Francji i ja we Francji mam bardzo dużą rodzinę. Rodzina mojej mamy w większości, w 90%, jest w Polsce, ale również poza granicami; w Kanadzie, we Włoszech. Nie było w tym nic dziwnego, jak ja się zdecydowałam przyjechać do Jugosławii”. Zresztą tak, jak i członków rodziny Barbary, tak i ją ciągnęło do obcych krajów, jeszcze zanim poznała męża. Była ciekawa świata, a dzięki znajomości języków obcych mogła zobaczyć kawałek Europy: „ja jeszcze w trakcie studiów poznałam parę języków, chciało mi się uczyć. Pracowałam sobie dorywczo w Orbisie, w agencji turystycznej. Jeździłam bardzo wiele poza granicę Polski, a dzięki temu i Polskę poznałam. Dzięki temu poznałam troszkę Europę. Moja mama tak jakby wiedziała, że ja prawdopodobnie gdzieś wyfrunę poza Polskę. Mnie się zawsze poza granicą podobało. Zawsze uważałam, że tu bym mogła żyć, tam bym mogła żyć. Bo tu jest to ciekawe, tu jest to ciekawe. Oczywiście nie zapominałam o tym, że w Polsce mogłam żyć równie dobrze”.

Barbara Georgievska

Migracja – adaptacja

Przed wyprowadzką do Macedonii Barbara miała spore obawy: „ja się martwiłam na początku, mimo że byłam młoda i że – powiedzmy – przeważały uczucia. Martwiłam się, jak to środowisko… To jest ogromna bariera: kulturowa, językowa. Trzeba było tutaj wytrzymać, trzeba było się najpierw przystosować do tego. Martwiłam się o to, czy ja dam radę. Dałam radę – jeżeli pracowałam tutaj 34 lata – to chyba tak. (…) W bardzo kulturalny sposób zostałam zaakceptowana, naprawdę bardzo dobrze. To miało ogromny wpływ na moje przystosowanie się tutaj, na lżejsze przystosowanie się do tego środowiska”.
W początkowym okresie pobytu w Macedonii bardzo pomogła jej pobieżna znajomość języka serbskiego. Jednak jej ambicją było nauczyć się macedońskiego – którego uczyła się zarówno sama (z książek, radia i telewizji), jak również z pomocą męża. Nauka chyba dała efekty – zważywszy na to, że dziś pracuje dorywczo jako tłumacz przysięgły.
W adaptacji do nowego środowiska pomogła jej też umiejętność egzystowania z innymi ludźmi, którą tak opisuje: „trzeba być trochę dyplomatą w życiu, trochę politykiem w życiu: trochę ślepym, trochę głuchym, trochę nie rozumieć. A jak mi coś mi nie pasowało, to jeszcze jak mój teść żył, to mówiłam: «jak, jak?». A on mówił: «aha, co ci nie pasuje, to nie rozumiesz». Ja mówię «no bo nie rozumiem, jestem cudzoziemką, to mogę nie zrozumieć».

Życie codzienne w Macedonii

Jest już na emeryturze, ale dorywczo pracuje też jako tłumacz przysięgły: „Dorywcza praca. No ale też jest dla mnie bardzo ważne, bo mam kontakt z językami, muszę się postarać o to, żeby uzupełnić swoje wiadomości, nie muszę mieć wiadomości z ekonomi, jak nie jestem ekonomistą czy z prawa. No więc muszę troszeczkę poczytać, muszę troszkę pomyśleć”.
W czasie wolnym lubi jeździć na działkę pod miastem i pielęgnować z mężem znajdujący się na niej sad owocowy. Z rosnących tam owoców powstają później przepyszne nalewki, dżemy i marynowane na słodko owoce.

Wciąż bardzo ważna jest też dla niej zarówno przeszła, jak i aktualna działalność na rzecz Polonii w Macedonii. Przez te wszystkie lata bardzo jej zależało nie tylko na kultywowaniu dawnych tradycji, ale i na rozpowszechnianiu wiedzy o nich – również wśród znajomych. Wraz z innymi Polakami chcieli pokazywać swoim przyjaciołom, skąd są i jaka jest ich kultura: „żeby się spotkać w trakcie Wigilii, żeby przypomnieć, jak to babcia gotowała potrawy wigilijne, żeby na Wielkanoc jajkiem się połamać, żeby sobie pośpiewać kolędy i inne piosenki polskie, biesiadne powiedzmy. Bardzo wiele z nas jest uzdolnionych muzykalnie więc miałyśmy instrumenty, grałyśmy na instrumentach, każda tam jakiś głos miała. Prawda, nie operowy, ale śpiewałyśmy, ile się tylko dało. W to byli włączeni oczywiście nasi mężowie, przede wszystkim i nasi mocodawcy, przyjaciele. To byłoby bezcelowe, gdyby tylko zostawały te przyjęcia, te spotkania, gdyby zostawały tylko w środowiskach rodzinnych, w rodzinie. My przedstawiając nasze obyczaje, zwyczaje, (…) wszystko to, czego nauczyłyśmy się w Polsce, że będziemy przedstawiać to, co nam przekazała babcia, mama i co same chciałyśmy przyjąć, to polskie. No, a najważnijesze było to, abyśmy przedstawiły również środowisko naszym przyjaciołom macedońskim. Bardzo wielu z naszych przyjaciół z przyjemnością robi w tej chwili bigos, robi galaretkę z nóżki (…), kompoty, zupy, barszcz jest uwielbiany przez naszych przyjaciół”.

Tożsamość

„Polskość” pani Barbary przejawia się na wiele różnych sposobów: „zawsze wtrącę jakąś polską… czy polskie słowo, czy polską tradycję. Gdzieś mi się przypomni, że u nas to było tak. U was robiło się tak, a u nas się robi zupełnie inaczej. Tego nie można uniknąć, dlatego, że do końca życia my będziemy Polakami, prawda? My się rodzimy tam, z tamtego środowiska jesteśmy. Tam nas nauczono mówić, śpiewać, pisać, tańczyć, gotować, no i oczywiście mówimy o kulturze osobistej. To jest wszystko z domu wyniesione. I ten dom tak się ciągnie, ciągnie, ciągnie, ciągnie do tutaj… tyle lat. (…) Tak jak powiedziałam – Polką umrę. Nie wiem tylko, na której ziemi mnie pochowają”.

Pomóż rozwijać etnografię w internecie.

WESPRZYJ NAS